Witam serdecznie. Wczoraj przytrafila mi sie dziwna przygoda. Odpalilem auto jak co rano, auto sie podnioslo, wrzucilem 1 bieg i jade.....jade i ziorientowalem sie ze jade bez swiatel mijania. NO to co?....wlaczylem jak prawo nakazuje
Przesówam przelacznik , lampka na desce pokazuje ze swiatla "zapalone" i nagle. KLAKSON!!! wyje wyje wyej.... no to ja zgasilem auto wylaczylem swiata , wyjalem kluczyk i.... nic Dalej klakson szaleje.
Szybko udalem sie pod maske, klucz w reke i dawaj odpinac kleme. Uffff w koncu cisza. POczekalem chwile , sprawdzilem czy nie ma jakiegos nieprzewidzianego balaganu w kablach , podlaczylem kleme z powrotem i....WLasnie i znowuu , wlaczajac swiatla mijania klakson wariuje.
Hmmmm glowilem sie z problemem z godzine, sterczac na boku drogi z totalnym balaganem w glowie. Do pracy jechac trzeba ale siara straszna z tak wyjacym autem po miescie latac. Odpialem wiec fizycznie oba klaksony i tak ze swiatlami i swiadomoscia ze to tylko półśrodek zajechalem do pracy.
Po 8 godzinach wsiadlem znowu do Xma i coz sie okazalo.... nie mam jednego swiatla. No dobra stwierdzilem , przepalila sie zarowka od tego wariactwa. Kupilem komplet dwoch nowych , wymienilem i co?.....i nic dalej mam tylko jedno
Zajechalem pod dom, i przez okolo 3 godz główkowalem ze schematami co moze być na rzeczy.Sprawdzilem "klikajace" przekazniki pod kierownica, wsio ok. Po kilku probach sprawdzania stracilem drugie swiatlo. Oczywiscie żarówka cała.
Na drugi dzien rano, znowu odzykalem prawe swiatlo.. lewe ciagle martwe....
POmocy koledzy!!!!
pozdrawiam