Witajcie!
Padł mi wczoraj czujnik wysokości frontu. Standardowe objawy. Komunikat, zero ruchu góra-dół, brak autokorekcji na dzień dobry. Ponieważ w świecie panuje przekonanie, że to potencjometr, postanowiłem go zaatakować. Pomiary rezystancji przyniosły bardzo dziwne rezultaty, już przez kogoś w innym wątku opisane 1-3 -- 53ohm, a pomiędzy środkowym i skrajnymi odpowiednio 400-coś kohm i 300-coś kohm. Mówiąc krótko - nonsens. Zacząłem mieć złe przeczucie, że to jednak nie potencjometr. Przy pomocy noża podważyłem i zjadłem pokrywkę. W środku... czary-mary. (Załączę fotki, jeśli się uda.) Otóż jest to, zgaduję, czujnik pojemnościowy. Do ośki jest przyczepiony rodzaj sprytnie wyprofilowanej antenki, która porusza się nad przedziwną matrycą połączeń które są podłączone do scalaka. Uwaga! Płytka łączy się z obudową i gniazdem zewnętrznym tylko poprzez sprężyste kontakty. Oczyściłem i przylutowałem je. Zero efektu. Próba druga: przetopiłem nóżki scalaka i wszystkie inne elementy. Znów porażka. W desperacji spróbowałem ostanią możliwość. Miedzianą szczotką na dremelce, wyczyściłem tak antenkę, jak i punkty na matrycy.
Ta-da! Sukces! Na razie pół dnia, kilkanaście testów i działa. Jeśliby przypadkiem okazało się, że sukces był pozorny, a rzecz ożyła samoistnie i całkiem przypadkiem po mojej ostatniej czynności - nie omieszkam was poinformować.