Jadę sobie spokojnie przez Katowice, ulica łagodnym łukiem skręca w prawo pod górkę. Niedziela, przedpołudnie, piękna pogoda, ulica niezbyt dziurawa - czyli: warunki normalne, żadnych szaleństw czy ekstremalnych obciążeń dla silnika lub kół. Nagle ni z tego, ni z owego zaświeca się kontrolka ESP oraz kontrolka pompy oleju. Maszinen stop i stoimy na środku ulicy. Odpalam auto jeszcze raz, jeszcze raz i... nic. Świeci tylko czerwona kontrolka oleju (no toć silnik nie pracuje).
Żona: co jest, auto się popsuło, no to pięknie, nigdzie nie pojedziemy itd., itp. Dzieci nie trzeba zachęcać, same się nakręcają i od razu we wrzask: Tata, uuu..., nie jedziemy...!
Nie daję się znerwicować. Patrzę, a tu trochę z tyłu jest wolne miejsce parkingowe, więc na luzie staczam się tam walcząc z bezwładną kierownicą. Sprawdzam, na wszelki wypadek, optycznie co się da, czyli prawie nic, sprawdzam bagnet, ale poziom oleju idealny. Wsiadam za kierownicę, odpalam i... działa! Pojechaliśmy dalej. Jeszcze tego dnia wróciliśmy do Krakowa. Wszystko pracuje OK, nawet włączałem i wyłączałem ESP.
Bez wódki nie rozbieriosz, a ja ostatnio nie używam cięższych alkoholi, więc może ktoś mi pomoże? W piątek wybieram się nocą nad morze i nie chciałbym stanąć w borze o dajmy na to 3. nad ranem i pisać posty na forum Cytrynki, bo pierwsze primo: może brakować zasięgu i drugie primo: o tej porze to nikt tego nawet nie przeczyta, nie mówiąc już o pisaniu porad.