Coraz bardziej i coraz mocniej czuję miłość do swojego Citroena.
Jakby przewodziku za 1700 zł było mało, dziś - uwaga, uwaga - rozbestwił się na tyle, że postanowił popsuć się, oczywiście jak przystało na auto o moim temperamencie - w środku Krk, w środku korka, na głównej Alei <3 (eh, ma wyczucie szewronek, nie ma co, niby 13 lat, a tylko psoty w głowie).
W pewnym momencie zorientowałem się, że mam problem z wyrzuceniem jedynki. Zrobiłem to z trudem i wrzuciłem trochę na chama z powrotem, żeby chociaż przynajmniej na niej jechać. I już się jej wyrzucić nie dało (wcześniej próbowałem na skrzyżowaniu na sucho dwójkę, też się nie dało/było ciężko, ale pozostałe biegi wchodziły). Nie dało się już jej wyrzucić, stałem cały czas na sprzęgle. Auto, przy wciśniętym maksymalnie, wibrowało i terkotało od silnika, więc jechałem trochę na takim półsprzęgle. Przejechałem tak może z 2 km... na jedynce, na parking. Tam po chwili od zgaszenia silnika udało mi się przerzucić na luz, bo stwierdziłem, że tak będzie lepiej - chciałbym auto podepchać pod blok, ale nie wiem, czy w tym stanie to w ogóle bezpieczne? Czy lepiej próbować np. wrzucić trójkę i na niej jechać?
W sumie to nie wiem za bardzo co mam z nim zrobić. Jakby problemów mało na głowie było. Nie wiem, czy przygoda z tym autem nie będzie krótsza, niż mi się wydawało
Liczę chociaż na to, że to nie skrzynia, bo sprzęgło brzmi dla mnie jakoś mniej strasznie.
Pozdrawiam