Z plandek to polecam jedynie płachtę na przednią szybę przy mrozach - zaoszczędzicie sobie jej skrobania. Poza tym jest mniejsza od plandeki na całe auto, no i można ją wrzucić bez problemu do naszego autka. Pomyślcie o mokrych 3-4 mkw. które musicie gdzieś upchnąć :-).
A co do opon zimowych - osobiście uważam za nierozważne niezmienianie ich z letnimi. W Czechach są obowiązkowe od 01 XI do 01 IV, w Niemczech można mieć kłopoty z ewentualnym odszkodowaniem przy braku zimówek, a przecież tam nie ma raczej kłopotów z odśnieżaniem. Tu nie chodzi tylko o "kopny" śnieg. Wystarczy ten ujeżdżony a już się tańczy (osobiście lepiej się mi jeździ na świeżo nasypanym niż na ujeżdżonym). Pod koniec listopada, gdy "nagle" sypnęło śniegiem zmuszony byłem do ominięcia kilku aut które, nie dały radę wjechać pod niedużą górkę, wpadły do rowów, bądź jechały 20km/h - och ta zima, tak ich zaskoczyła z końcem listopada :-) Fakt, mieszkam pod Śnieżką ale nawet w Warszawie tak było, nieprawdaż?. Ale nawet gdyby go na drogach nie było to i tak nie ustrzeżemy się przed wilgotną jezdnią która przy temp. około zera zamienia się w ślizgawkę. Prawda że na gołoledzi to i zimówki się ślizgają ale już nie tak jak letnie, które w tych temperaturach tracą zupełnie swoje właściwości.
No, ale to już chyba wiedzą wszyscy.
Pzdr.