Mam kolejny objaw - wygląda na to, że już śmiertelny. Wczoraj miałem jechać do mechanika, ale spaliło mi bezpiecznik z pompy zawieszenia. Auto było praktycznie na maksa na glebie i sie nie podniosło. Pojechałem po bezpiecznik, wymieniłem i znowu przepaliło. Kupiłem następny i jak włożyłem i włączyłem zapłon, to mi się choinka na liczniku zaświeciła i już nie dałem rady nic zrobić (komp wyrzucił kilka poważnych błędów i m.in. ten od systemu antykradzieżowego). Po próbach z odłączaniem akumulatora, zamykaniem i otwieraniem auta z kluczyka i pilota nadal nie chciało współpracować. Odłączyłem akumulator, zostawiłem auto pod sklepem i pojechałem do domu. Wieczorem podjechałem jeszcze, żeby spróbować i o dziwo odpalił. Spalił się od razu kolejny bezpiecznik pompy :-/ Poza tym nie działa mi teraz pilot z centralnego i LPG.
Jednym słowem: padaczka.
Jakieś sugestie co do tego co mam robic? Mam plan oddać auto do elektryka/elektronika. Pytanie czy koniecznie musi być znawca cytryn, bo do takiego mam daleko (auto leży na glebie i jest zima). Mam też sprawdzonego "zwykłego" elektryka/elektroniak samochodowego, do którego mam "rzut beretem". Chyba że pojechać do ASO (jeśli tak, to które w okolicach Katowic)?
Swoją drogą auto mam 3 miesiące i już zastanawiam się nad sprzedażą... Po prostu nie mogę sobie już pozwolić na sytuacje, że wychodzę do pracy a auto robi kuku, a są one bardzo trudne do przewidzenia. Komfort i wyposażenie są super, ale nieprzewidywalność zachowań auta jest nie do zniesienia.